Archiwum styczeń 2007


"jedyne co mam to złudzenie, że mogę mieć...
Autor: alchemia
30 stycznia 2007, 22:05

Mam katar i to w dodatku tylko w lewej dziurce. To pewnie po tym wyskoku na lepienie bałwana, którego i tak nie ulepiłam bo padało, wiało i po ukulaniu jednej kulki zimno w łapki było. Jeśli już mowa o katarze to czytałam  o katarze felieton Stefanii Grodzińskiej. Gorąco polecam książkę-zbiór jej felietonów " Kawałki męskie, żeńskie i nijakie". Doskonała lektura na takie chlapiaste dni i świetny poprawiacz humoru. 
Egzaminos dzisiejszy poszedł nawet w miarę, przypuszczalnie między 3 a 4 ;) Zato negocjacje oblałam. Dziś były wyniki a jutro II termin a ja zamiast się uczyć to obmyśliłam, że skoro egzamin jest o 12:30 to przecież mam cały ranek na naukę:)
Zaczepiłam D. na gadulcu. Parę zdań zamieniliśmy. Metoda małych kroczków być może, a może mam za wielkie oczekiwania i stres co z tego wyniknie...;) Przez najbliższe dwa tygodnie a może i dłużej jeszcze względny spokój będzie we mnie, bo go  nie zobaczę. Tym razem w tą sobotę jest koncert w jego mieście, on tam bedzie a ja nie;)
Dobra poczytam może te ściągi na jutro;) I nawet lecytynke przed chwilą sobie zaaplikowałam;) Tzn. uczyć się nie muszę, notatki pod poduszkę tylko schowam;)

"Daily bread and cornflakes, damn profusion...
Autor: alchemia
28 stycznia 2007, 16:44

Jednak to tak jest, że jak myślisz, że będzie świetna impreza to bawisz się do kitu, a kiedy nie chce Ci się ruszać tyłka z domu, potem okazuje się, że zabawa przednia. Tym razem niestety dopadło mnie to pierwsze. Bezsensu bo nie powinno mnie obchodzić, do kogo B. zarywa ale po prostu nerwy miałam i aż musiałam siąść tyłem, żeby nie widzieć jak się do takiej jednej dziewuszki przymilał i z nią chyba nawet wyszedł, ale pinkole to... okazuje się nie być wcale takim fajnym;) Jego była w dodatku obgadała mnie z jakimś kolesiem. D. nie przyjechał a najpierw mnie wkurzył gadką na gg. Jedyny miły akcent to rozmowa z Obłokiem i ogólnie że koncert był. Czuję, że muszę się odizolować od ludzi na jakiś czas bo załapuje negatywnego nastawienia do nich, nie chce mi się z nimi gadać a jak już to najlepiej zjebać w dwóch słowach, żeby juz się nie odzywali i dali mi spokój. Zmuła totalna. Poleza wieczorem śnieguloka ulepić, przygrzmocić mojej M. z śnieżki, bo też ma jakąś deprecjoze, to może obie odżyjemy;) Jeszcze zachaczy się o jakąs knajpę i będzie miło...:)Cholercia... egzamin mam w wtorek....eeee zdąża się naukać ;)

zainsprowane przez Całaja;)
Autor: alchemia
26 stycznia 2007, 18:36

Jest śnieg, było słońce;) Jest też nowy szablon i byczek po lewej, który przyprawia mnie o uśmiech;)Naprawdę nieraz to się z takich głupot mozna ucieszyć;) I z tego, że mam przyjaciół też się niezmiernie cieszę, bo to jak narazie najważniejsze dla mnie uczucie. Nie wiem czym jest miłość, ma się rozumieć nie mówie o miłości rodzinnej;) Chyba nigdy nie kochałam i nikt nie kochał naprawdę mnie. Wszystko było iluzją, dlatego przyjaźń jest taka ważna dla mnie. Nie ma przepisu na prawdziwą przyjaźń. Wydaje mi się że wielu ludzi nazywa przyjaźnią zwykłą dobrą znajomość, tak na wyrost, bo któż by nie chciał mieć przyjaciela na dobre i na złe;) Tylko gdzie ta granica między dobrą znajomością a przyjaźnią?:) Dla mnie przyjaźń wpisana jest gdzieś pomiędzy, pomiędzy zwykłymi wydarzeniami które łączą Cię z drugą osobą, bo razem je przeżywacie. Przyjaźń jest wewnętrznym uczuciem, które jest w Tobie i mimo tego, że nie widujesz tej drugiej osoby zbyt często, baaaa nawet nie macie ze sobą przez jakiś czas kontaktu, Ty nadal wiesz, że do tej osoby zawsze możesz się zwrócić i ona Cię nie odtrąci. Mam to szczęście, mam trzy przyjaciółki, mam dwóch przyjaciół, choć trochę jestem powściągliwa w nazywaniu przyjaciółmi ludków których znam przez neta;)Wybacz Kris, wybacz Nav;) Z moimi kobitami nigdy nie wypowiadałyśmy wielkich słów względem siebie, nie mówiłyśmy sobie "jesteś moją najlepszą przyjaciółką", bo to gdzieś tam z każdym rokiem kontaktu, z każdym spotkaniem stawało się oczywiste i nie trzeba było o tym mówić. I nawet mimo tego, że jedna kobita z którą zaprzyjaźniłam się w Liceum wyjechała na studia do Krakowa a teraz siedzi w Stanach i mimo, że bywały miesiące zerowego kontaktu, ja wiedziałam, że mogę się do Niej zawsze zwrócić, a przecież mam też koleżanki które są jakby tu i teraz, ale jakis wewnętrzny głos mówi, że nie, że to nie jest to, że tego im powiedzieć nie mogę. Jestem bardzo nieufna co do ludzi, do całkowitego otwarcia się przed nimi i może to jest przyczyna, że nad przyjaźnią zaczynam się zastanawiać dopiero po paru latach. Przyjmuje kontakty z ludźmi takimi jakimi są, nie próbuję na siłę tworzyć rewelacyjnych znajomości, wielkich przyjaźni, nie zwierzam się, bo przyjaźń chyba wymaga czasu, wymaga wyczucia drugiej osoby. Może to jest częściową przyczyną tego, że z jedną kobitą staż przyjaźniowy liczy 10 lat;) I jak wygląda ta przyjaźń? Czasem się kłócimy, mamy odmienne zdania w niektórych sprawach, czasem powiemy sobie coś za ostro, mamy własne życie, rzeczy które Nas tylko śmieszą, swoje określenia, plany wspólnego mieszkania, świadomość, że jeśli chcesz pogadać, to zawsze możesz przyjść, żadnego wyciągania na siłę rzeczy które trapią, żadnego pocieszania na siłę, najzwyklejsze wysłuchanie, przemilczenie kiedy trzeba, i wypowiedzenie się kiedy trzeba. No i tak to siakoś jest  z tą przyjaźnią u mnie;)

"I poszli, trzymając sie za ręce i dokądkolwiek pójdą i cokolwiek zrobią, mały chłopczyk i jego miś zawsze będą się bawić  w tym zaczarowanym miejscu, na skraju lasu"  :)

manipulowanie czasem, miejscem, problemem...
Autor: alchemia
23 stycznia 2007, 00:34

Ktoś ostatnio powiedział, że ten blog jest inny, od tamtego (under cover of night), że ten jest bardziej o uczuciach. Zastanawiam się czy to dobrze czy źle. I teraz chyba trochę żałuję, że skasowałam tamtego- jednak dziewicze projekty są najlepsze;) Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. D. się odezwał znowu, zasmucony wielce, że NAS nie było w sobotę w knajpie. Nie lubię tego jak ktoś do mnie pisze przez pryzmat Nas. Tak tak doskonale wszscy wiedzą że jesteśmy z moimi dziołchami w bliskich komitywach i chyba się wszscy od tego nauczyli, że jak jedna to i pozostałe dwie. Pamiętam jak B. pierdolnął hasłem: "myślałem że przyjedziesz z koleżankami." Do tej grupki jeszcze pewnie zalicza się Kangur i o określeniach takich jak harem też można było swego czasu słyszeć. Mniejsza z tym. Poinformowałam D. że koncertos jest w sobotę i prawdopodobnie będziem tam, na co On, że kusząca propozycja. Tak więc no nie wiem nie wiem... zobaczę Go i... no właśnie co??? przeczuwam że mnie sparaliżuje... no dobra nie ważne. Przejmuje się na wyrost, tymczasem ja tu pierdu pierdu a jutro egzamin o 8:30 z negocjacji, to oznacza że wstać muszę w środku nocy bo o 6:((( aaaaaaaa przerażające!!!! :) I czemu nad morzem ponoć śnieg pada, a prawie, że w górach to śniegu niet ? ;)

'how long it’s going to take until...
Autor: alchemia
20 stycznia 2007, 00:05

 Do tych dziwnych zdarzeń z poprzedniej notki, no dla mnie dziwnych bo zawsze kiedy umawiałam się z chopem na piwo, czy jakieś wyjście to zawsze kryło się za tym coś wiecej niż koleżeństwo. Nigdy nie miałam kumpli z którymi bym mogła od tak wyskoczyć na pogaduchy do knajpy, ale jak z poprzedniej notki wynika teraz trochę się to zmienia i trochę mi z tym dziwnie ale i przyjemnie, bo brakowało mi właśnie takiego kumplostwa z płcią przeciwną ;) Anyway, paszczę rozdziawiłam, kiedy przedwczoraj wyskoczyło: "D. przesyła wiadomość", jeszcze badziej ją rozdziawiłam kiedy zalał mnie potokiem słów, pytając z kim i gdzie ja to się bujam po knajpach w moim mieście, bo On często tu teraz bywa, a nikogo znajomego spotkać nie może. Okazuje się że D. od nowego roku jest jak to określił "wolnym człowiekiem" (wydedukowane przez ze mnie: zalewa robala bo rozstaniu, a że Jego miasto to wspomnienia tak więc przyjeżdża do mojego). Wywęszyłam w tym wszystkim nadchodzące kłopoty, bo prędzej czy później się pewnie na Niego tutaj natknę, a D. to nie taki ot zwykły kolega. Poznałam go przed wakacjami 2005, coś tam iskrzyło miedzy nami, ale po dwóch tygodniach ja wyjechałam na 4 miesiące, więc niczego sobie nie obiecywaliśmy. Pisaliśmy maile, esy, ale po dwóch miesiacach, stały się one nagle cholernie oficjalne. Jednak można wyczuć, że coś jest nie tak. Kiedy wróciłam dowiedziałam się, że wrócił do swojej byłej dziewczyny. I teraz właśnie się rozstali. W ciagu tego 1,5 roku widziałam go z 3 razy, prawie nie rozmawialiśmy bo po co kusić los, być może inaczej by się to potoczyło gdybym nie wyjechała wtedy. Moja B. pamięta jakie emocje we mnie wywołał kiedy na festiwalu w Tychach podszedł tylko się przywitać i złożyć życzenia imieninowe, mimo że wtedy już kręciłam z B. a On był tam z swoja dziewczyną. Może robię z igły widły, bo tak właściwie nic się nie dzieje, ale już jestem przeczulona na punkcie facetów po rozstaniach. Tutaj hołd składam panu B. Nauczył mnie jak nikt inny, że chopy bo rozstaniu są zjebane i na siłę próbują znaleźć nowy obiekt westchnień, myśląc że jak sie zaangażują to znowu będą szczęśliwi. A jak widać jestem  niewdzięcznym obiektem, tak więc potem wychodzi z tego kupa gówna w którym na zmianę zalewam się łzami i wkurwiam, bo nic z prób stworzenia związku nie wychodzi. Ale jestem dobrej myśli, nie wpakuję się w taki układ drugi raz - człowiek uczy się na błędach :)