Wesołego Alleluja.


Autor: alchemia
07 kwietnia 2007, 00:34

Nie wiem co mam z sobą zrobić. Tak bardzo bym chciała poczuć sie lepiej. Jadę na tabletkach antydepresyjnych i jeszcze jakiś. Wczoraj ściany się na mnie rzucały. Dziś zmniejszyłam dawke, jeszcze o mury się nie obijam. Nic mi sie nie chce. Nawet prysznica wziąć. Do wszystkiiego muszę się zmuszać, nawet do spotkań z moimi kobitami.A jak już się z nimi widzę to potrafie się wyłaczyć w czasie rozmowy i myśleć całkiem o czymś innym. Mam wrażenie że tak już będzie zawsze. Nie jestem w stanie funkcjonować. Nie wyobrażam sobie jakbym miała teraz chodzić do pracy, nie jestem w stanie pisać pracy magisterskiej. W jakimś innym świecie żyje. Wyjazd gdzieś nic nie da. Po pierwsze nie chce mi się, po drugie gdziekolwiek nie będę, psychicznie będę czuła się tak samo. Fizycznie wcale nie jest lepiej. Odzywa się to i owo. Biegam po lekarzach. Wkręcam sobie naróżniejsze choroby. Nie potrafię ustać w miejscu bez ruchu. Nie wiem jak przeżyję jutro wyprawę do kościoła i stanie tam z koszyczkiem. Czy to się kiedyś skończy? Narazie nie zanosi się na to. Wydawało mi się zawsze, że jestem silna psychicznie, że optymistka, że nawet jeśli jest źle to w końcu musi zacząć być dobrze. Teraz już w to nie wierze. Nie mam juz nawet kogo męczyć swoimi problemami, więc już nawet tutaj zaczynam pisać. I tylko w tych momentacj kiedy komus opowiadam jak się czuje, na moment mi sie poprawia. To jest bezsensu, to jest chore. Tak bardzo chciałabym się do Niej przytulić, mam wrażenie że byłam złą córką i teraz to sie mści na mnie.

08 kwietnia 2007
aha! To Monia :) Slub za rok na slasku, bo nie wiem czy wiesz ale Monia juz wyjechala do Jeleniej do rodzicow :(
08 kwietnia 2007
ojej :( nawet nie masz pojecia jak mi przykro, ze u ciebie tyle sie dzieje :( Nie wiedzialam, ze az tak... Jak cie widzialam na uczelni wydawalo sie, ze sie dobrze trzymasz. Widocznie potrzebujesz komus sie wygadac, wyrzucic to z siebie co cie meczy. I nie bylas zla corka, nie ty! I sobie nie wmawiaj! :)
07 kwietnia 2007
A ja od urodzenia jestem pesymistką. Piszesz że jest Ci źle i chyba długo będzie. Spotkania ze znajomymi to wyjście, wtedy smutek na kilka chwil się ulatnia, czasem może pojawi się uśmiech. Ale sama piszesz że nawet w towarzystwie pojawia się jakieś zawieszenie, oderwanie od rzeczywistości. To silniejsze od człowieka. No i gdy nie ma już głosu znajomych, tą pustkę czuje się jeszcze dosadniej. Ale w życiu jest sens, jest w każdej chwili, nawet gdy te chwile strasznie bolą. Przypomnij sobie jak kiedyś było, piszesz że byłaś optymistką.. Czy wtedy nie było dobrze, czy wtedy nie miało życie lepszego smaku?.. Uwierz. Te chwile wrócą, mimo że może do nich jest jeszcze daleka i ciężka droga.
07 kwietnia 2007
Jest mi ciebie bardzo szkoda....pomimo tego ze sie nie znamy chciala bym ci pomoc dlatego ze kazdy potrzebuje omocy i wiem ze ja kiedys tez bede jej potrzebowac.Ostatnio czytalam ze w takich sytuacjach chodzi sie do psychologa,tak na prawde nie wiem jak to jest ale zawsze mozesz skozystac a moze sie okaze ze pomoze ci.Nie znam sie na tym ale najlepiej jest tez porozmawiac z kims o swoich problemach bo pozniej juz moze byc za pozno.Pozdrawiam:)
07 kwietnia 2007
Fajny blogasek..:) wogule fajnie piszesz... Pozdrowka iu zapraszam do mnie... www.11martysia11.blog.interia.pl
BaNShee
07 kwietnia 2007
nie wiem co napisać... totalnie mnie zatkało... też widziałam Cię zawsze jako optymistkę, kurcze... wiem, ze każdy ma jakies problemy, których nie ujawnia nawet tutaj ale nie wiedziałam, ze to aż tak, że leki - przytuliłabym cie ale jakoś to nie przejdzie przez bloga
07 kwietnia 2007
Czy naprawdę nie da się nic zrobić, żeby było lepiej?

Dodaj komentarz